środa, 21 listopada 2012

Rozdział 4: Ciągnę to dalej...

I znów leżę. Tym razem nie płaczę, a żyletki już dawno nie widziałam. Rany na nadgarstku znikają zdecydowanie szybciej niż te na sercu. Dzisiejszy dzień. Wszystko działo się tak jak codziennie. Znów krótkie spojrzenia, zemsta. Jak już mówiłam, to już normalka. Jest to zaliczone do mojego punktu dnia. Zemsta. Wszystko tak jak zwykle. Z dnia na dzień co raz częściej na siebie spoglądamy. Obowiązki przewodniczącej muszę wypełniać. Zobowiązałam się przez to do rozmów z nim. Niestety. Dzisiaj zaczęłam zbierać legitymacje. Odezwał się. Niby głupie pytanie na temat tej głupiej legitymacji, a jednak dla mnie tak ważne. Gdy do mnie mówił, stałam do niego tyłem. Chciałam pokazać, że mi nie zależy i w pewien sposób uchroniłam samą siebie, przed tymi jego magicznymi oczami. Boże czemu mi to robisz - codziennie powtarzam to samo zdanie. Czułam, że chciał coś jeszcze dodać, ale ja sobie poszłam. Skąd miałam wiedzieć o co mu chodzi. Może on jednak chce czegoś więcej, a może po prostu znów chce mnie wykorzystać. Może znów chciał nie w sobie rozkochać i potem zostawić? Tak, poniż mnie, kopnij w dupę, przecież jakoś trzeba zaimponować kolegą. Mój jedyny problem to taki, że kocham i nienawidzę jednocześnie. Nie mogę się zdecydować. Teraz jest mnie o wiele łatwiej zranić niż rok temu. I pomyśleć że minął już dokładnie rok od tego gdy się poznaliśmy. Najbardziej boję się walentynek. Czemu to musi być czwartek? Dlaczego nie jakiś inny dzień tygodnia? Czemu się pytam! Starałam się nie płakać i znów nie wyszło. Znów pojedyncze łzy spływają po moim poliku. Są jeszcze bardziej słone i zarazem gorzkie niż kiedykolwiek wcześniej. Nie daję już rady. Muszę się z tymi myślami przespać. Nie ma innej opcji...
Nie mogę usnąć. To mnie dobija. Znów znalazłam żyletkę. Krwawię cicho żyjąc, żyję cicho krwawiąc. Tym razem ciecz sączyła się zdecydowanie szybciej. Wtedy chciałam już tylko umrzeć.

________________________

No i mamy rozdział.
Proszę o komentowanie. To na prawdę pomaga pisarzowi ;)

/Autorka 

Brak komentarzy: